„Blondynka” ponownie wykorzystuje
Marilyn Monroe, tak jak wielu mężczyzn zrobiło to w związku z tragicznym, zbyt krótkim życiem ikony kultury. Może o to właśnie chodzi, ale tworzy to irytujący paradoks: potępienie okrucieństwa, jakie supergwiazda znosiła aż do śmierci w wieku 36 lat, jednocześnie rozkoszując się tym.
A jednak film scenarzysty i reżysera Andrew Dominika, oparty na fikcyjnej powieści Joyce Carol Oates, pozostaje technicznie nienaganny przez cały czas, mimo że wydaje się, że jest to przeciągająca się odyseja po prawie trzech godzinach. Kunszt na wystawie przedstawia kolejną zagadkę:
Blondynka cały film jest porywający, a nawet hipnotyzujący, ale w końcu będziesz chciał odwrócić wzrok, ponieważ ten ponury wyświetlacz staje się po prostu zbyt duży. Moim osobistym punktem przełomowym był strzał POV z wnętrza pochwy Marilyn, gdy wykonywała na niej przymusową aborcję. Długie, ekstremalne zbliżenie odurzonego Monroe'a, który obciąga prezydenta Kennedy'ego, gdy ten rozmawia przez telefon w pokoju hotelowym, również wydaje się nieuzasadnione i prawdopodobnie dlatego film zdobył rzadką ocenę NC-17.
Czy coś z tego naprawdę się wydarzyło? Może. Może nie. Od początku musisz zrozumieć, że „Blondynka” jest eksploracją idei Marilyn Monroe. To tak samo biografia gwiazdy filmowej, jak „ Elvis ” to biografia Elvisa Presleya . Dotyka szeregu rzeczywistych, faktycznych wydarzeń jako mapy drogowej, od jej filmów po małżeństwa. Ale ostatecznie jest to fantazja sławy, która coraz bardziej staje się pejzażem piekielnym. To bardziej ekscytujące niż typowa biografia, która w schematyczny sposób odtwarza największe przeboje z życia celebryty, a „Blondynka” jest konsekwentnie pomysłowy, ponieważ bawi się zarówno tonem, jak i formą. Pod koniec jednak takie podejście wydaje się przytłaczające, a nawet trochę ponure.
Jako Marilyn Monroe – lub jej prawdziwe imię Norma Jeane, jak najczęściej nazywa się ją w filmie – Ana de Armas zostaje poproszona o płacz. Dużo. Czasami jest to lekka łza lub dwie, gdy czerpie z traumatycznego dzieciństwa na zajęcia z aktorstwa. Zwykle jest to szlochanie, gdy skumulowany ciężar choroby psychicznej i uzależnienia zbiera swoje żniwo. Kiedy nie płacze, jest naga. Często jest i zakrwawiona. I prawie w każdej sytuacji jest albo pionkiem, albo ofiarą, kruchym aniołem szukającym ojca, który by ją kochał i chronił.
Z pewnością niektóre z nich są dokładne – sposób, w jaki hollywoodzcy maklerzy uznali ją za ładną buzię i wspaniały tyłek, kiedy chciała, aby uważali ją za poważną aktorkę i kochali ją za jej duszę. De Armas daje z siebie wszystko w każdej chwili; jest tak urzekająca, tak zaskakująca, że tęsknisz za rolą, która zapewni jej możliwość pokazania głębi Marilyn, kopania głębiej niż znane frazesy. Ma chrapliwy, dziewczęcy głos, ale nie idealnie – ślady jej kubańskiego akcentu są nie do pomylenia – i to jest w porządku, biorąc pod uwagę niekonwencjonalne podejście filmu. Co ważniejsze, oddaje ducha Monroe i często wygląda niesamowicie jak ona. Po wyróżniających się rolach drugoplanowych w filmach takich jak
„Knives Out ” i
„No Time to Die”, a także pyszne śmieci, które były
„Deep Water”, oto wreszcie mięsista, wiodąca rola, która pokazuje wszystko, co może zrobić. Jest tak dobra, że sprawia, że życzysz sobie, by rola wzrosła do jej poziomu.